Jak odnaleźć się w kraju w którym tekst wygląda jakby ktoś próbował rozpisać długopis?
Ludzie. Masa ludzi. Morze czarnych głów falujących w tę i z powrotem w harmonijnym rytmie. Kakofonia dźwięków. Sprzedawca gotowanej kukurydzy z uporem godnym lepszej sprawy przekrzykuje rikszarza i muzykę dobiegającą z okolicznego straganu. Ten nie pozostaje dłużny i chwilę później korzystając z megafonu zyskuje chwilową przewagę w tej dziwnej rywalizacji o klienta. Gwar ruchliwej ulicy. Przejeżdżające obok samochody trąbią na siebie nawzajem, na ludzi, na wszystko co się rusza. Użycie klaksonu nie znaczy tu wiele więcej niż „uwaga, jadę”. Z nieba leje się żar. Niektórzy chłodzą się napojem z owocu podobnego do kokosa. Inni siadają na krawężniku, żeby otrzeć pot, lub w okolicznej knajpce, by ze spokojem chłonąć klimat ruchliwej ulicy. Wokół feeria zapachów. Woń smażonego mięsa przesiąkniętego sosem sojowym miesza się z intensywnym aromatem sprzedawanych kilka metrów dalej ryb.
szanghaj

Szanghajska „Półwiejska” 🙂

Tego dnia znajduję się w Szanghaju, niespełna 25 milionowym gospodarczym centrum Chin. W tętniącym życiem mieście, które nigdy nie zasypia. Rozmach i ogrom miasta może przytłoczyć nawet najbardziej doświadczonego globtrotera. Wydawać by się mogło, że organizacja transportu publicznego w takich warunkach na sensownym poziomie graniczy z cudem. Nic bardziej mylnego. Począwszy od lotniska na którym funkcjonuje niezależna linia kolejek rozwożących ludzi do odpowiednich wyjść, poprzez jedno z trzech najbardziej rozbudowanych na świecie sieci metra, a na organizacji panującej na dworcach kolejowych skończywszy. Logistycznie dworzec kolejowy przypomina bardziej lotnisko. Bez ważnego biletu na pociąg nie wejdziemy ot tak na peron, a podróżni wywoływani są na kilkanaście minut przed planowanym odjazdem z poczekalni. Na bilecie wydrukowany mamy numer wagonu, a na samym peronie namalowane są strzałki wskazujące gdzie stanąć, aby maksymalnie usprawnić wejście do pociągu. Jakkolwiek komicznie wygląda kilka równoległych kolejek ludzi czekających przy pustym peronie trzeba przyznać, że pozwala to zaoszczędzić sporo czasu.

chiny

Zdyscyplinowani Chińczycy czekają na przyjazd pociągu w równoległych kolejkach

Nawet postój taksówek zorganizowany jest inaczej. Formowana jest jedna kolejka oczekujących, a taksówki ustawiając się w rzędzie podjeżdżają na początek kolejki, zabierając kolejnych chętnych. W tym miejscu można by się zastanowić, czy z taksówkarzem można się dogadać w innym języku niż chiński. Odpowiedź jest prosta: absolutnie nie 🙂 Nawet wydrukowany adres destynacji wiele nam nie pomoże, jeśli nie jest on zapisany chińskim alfabetem. Co warte zaznaczenia, wszystkie taksówki mają taksometry i są relatywnie tanie. Bardzo popularnym środkiem transportu jest również rower. Za cenę ok. 5 złotych możemy spędzić cały dzień eksplorując okoliczne tereny. Należy jednak pamiętać, że rowery dostosowane są pod azjatycki wzrost i nawet maksymalne wysunięcie siodełka nie zmieni faktu, że człowiek europejskiego wzrostu wygląda na nim co najmniej komicznie 🙂
 
Kuchnia chińska, czyli czy dostanę mięso z psa?
W Polsce „chińszczyzna” kojarzy się przede wszystkim z jednogarnkowym daniem z ryżem, kurczakiem, papryką, porem i grzybkami Mun z jakiejś zamrożonej mieszkanki fix. Po chwili zastanowienia można dodać jeszcze kaczkę po pekińsku, ewentualnie sajgonki, które osobiście zawsze kojarzyły mi się z ciastem nadzianym warzywami bliżej nieznanego pochodzenia, przesiąknięte starym i śmierdzącym olejem. Uzupełniając to o błyskawiczne chińskie zupki powstaje niezbyt zachęcający obraz chińskiej kuchni, o jakiej z pewnością większość osób ma wyobrażenie.
Jako amator próbowania lokalnych specjałów postanowiłem zweryfikować ten pogląd i osobiście przekonać się, ile wspólnego ma z rzeczywistością. Na szczęście okazuje się, że prawie nic. Kuchnia chińska (i w ogóle wschodnioazjatycka) jest rewelacyjna! Wybór najróżniejszych i zawsze świeżych owoców morza, ryb, pierożków, szaszłyków jest ogromny. Okazuje się, że najlepszym sposobem na odżywianie się w Chinach jest wszechobecny street food.
chiny2

Popularne naleśniki z kiełbaskami. O dziwo obyło się bez problemów gastrycznych.

Zwabieni aromatycznym zapachem znad parującego woka błyskawicznie zaspokoimy głód jedząc chociażby makaron ryżowy zmieszany z krewetkami lub baraniną podaną prosto z przyulicznego straganu. Ryż, choć popularny, nie rzuca się aż tak bardzo w oczy. Miejscowi równie chętnie jedzą makarony (fakt, że też ryżowe), albo gotowane na parze pierożki wonton – nadziane najczęściej mieloną wieprzowiną i, co ciekawe, wypełnione od środka bulionem. Trzeba przyznać, że jedzenie ich przy pomocy samych pałeczek może początkowo przysparzać wielu problemów. Jeden niezdarny chwyt wystarczy, żeby bulion wyciekł na stół, albo w najlepszym razie zapaćkał pół koszulki 🙂
Osobny temat stanowią zupy. O ile „chińskie zupki” (rozumiane przez nas jako bulion z quasi makaronem i przyprawą) są w Chinach bardzo popularne, o tyle ich smak różni się diametralnie. Należy odrzucić pejoratywne skojarzenia ze studencką zapchajdziurą zapaćkaną chemią. Pikantny bulion gotowany jest na mięsie (jak prawdziwy rosół), a makaron niejednokrotnie uzupełniany jest o … pierożki, co razem stanowi bardzo sycący posiłek.
chiny3

Obiadek – pierożki won ton, sajgonki i zupa niewiadomego pochodzenia 🙂

Pomimo to, Chińczycy nie definiują głównego dania dnia jako zestaw: zupa + drugie danie. Stół chińskiej rodziny w czasie obiadu zastawiony jest niezliczoną liczbą przekąsek, zwanych jako dim sum. Biesiadowanie polega na wspólnym próbowaniu każdej z nich, a w skład których wchodzą m.in. sajgonki (te, które próbowałem nie miały w sobie grama zbędnego tłuszczu), różnego rodzaju kotleciki rybne, grillowane warzywa, tofu, krewetki, kalmary, ostrygi, czy szaszłyki z baraniny.
Co warte zaznaczenia, każda z prowincji charakteryzuje się swoimi specjałami i sposobem przyrządzania. I tak, zamawiając przykładowo dowolną potrawę „po syczuańsku” mamy pewność, że będzie, eufemistycznie mówiąc, dobrze doprawiona. 🙂
chiny4

Chyba najsmaczniejsza potrawa jaką jadłem. Ryba po mandaryńsku o dziwnej nazwie Squirrel shaped mandarin fish – jakiegokolwiek podobieństwa do wiewiórki nie stwierdzono 🙂

Zwabieni pochlebnymi recenzjami z przewodnika trafiliśmy któregoś dnia do jednej z szanghajskich knajp określanych jako „dobre i tanie”, do tego z dala od centrum, a co za tym idzie, od turystów. Początkowe zdziwienie, gdy pod wskazanym adresem znajdował się luksusowy hotel, ustąpiło miejsca konsternacji, jak tylko niepostrzeżenie prowadzeni przez gromadkę kłaniających się w pas elegancko ubranych Azjatów i uśmiechających się zalotnie hostess zasiedliśmy przy stole nakrytym białym obrusem w urządzonej z niezwykłym przepychem restauracji. Pierwsze myśli o zamówieniu samego piwa zostały jednak równie szybko rozwiane. Mimo, że wokół naszego stołu krążyło w każdym momencie minimum pięciu kelnerów, a jeden gest sprawiał, że z ciekawości podbiegało trzech kolejnych, za obiad z piwem zapłaciliśmy w przeliczeniu ok. 20 złotych. 🙂
Jadąc do Chin, za jeden z celów postawiłem sobie spróbowanie mięsa z … psa. Wbrew obiegowej opinii nie jest ono jednak już tak popularne. Abstrahując od moralności hodowania psów wyłącznie na ubój, jest to domena głównie koreańskiej kuchni. Usilne próby znalezienia prawdziwego „hot doga”, z odwiedzeniem koreańskich knajpek włącznie, spełzły niestety na niczym. Na pocieszenie została cała masa robali, skorpionów, gołębi, koników morskich, wężów, niewyklutych kurzych piskląt i innych paskudztw, którymi miejscowi z lubością się zajadają. Zwalczając wizualne obrzydzenie związane z przegryzieniem malutkiego skorpiona, który zaledwie kilka sekund wcześniej energicznie wymachiwał wszystkimi możliwymi kończynami staje się jasne, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. Osobnik posypany odpowiednią przyprawą nie różni się w smaku praktycznie niczym od panierki z kurczaka z KFC.
chiny5

Lokalne przekąski

chiny6

Po gołąbku? 🙂

Inna sprawa, że czymś takim nie da się najeść, więc należy to zaliczyć raczej do kulinarnych ciekawostek.
Kontrasty
O Chinach można jak chyba o żadnym innym państwie na świecie powiedzieć, że to kraj ogromnych kontrastów. Postęp technologiczny następuje w błyskawicznym tempie, przez co w ciągu kilku lat mniejsze miasteczka, do tej pory zapomniane i odcięte od cywilizacji zmieniają się nie do poznania. Lokalne, gruntowe drogi zastępowane są przez wielopasmowe autostrady, a przy wszelkiego rodzaju atrakcjach turystycznych (ogrodach, klasztorach, parkach) ustawiane są budki z biletami. Najszybsza na świecie kolej magnetyczna Maglev łącząca Szanghaj z lotniskiem znamiennie kontrastuje z biednymi przedmieściami tego miasta, gdzie czas zatrzymał się kilkadziesiąt lat wcześniej.
chiny7

Brak miejsca w mieszkaniu na wywieszenie prania w centrum miasta to nie problem

W zależności od pory dnia pociąg rozwija prędkość od 300 km/h do nawet 430km/h. Budowa trasy pochłonęła ponad 1.3 mld dolarów i trudno oprzeć się wrażeniu, że została zbudowana tylko i wyłącznie na pokaz. Jaka inna inwestycja w większym stopniu podkreśliłaby turyście z zagranicy nowoczesność miasta? Większość autochtonów wybiera jednak dziesięciokrotnie tańsze połączenie metrem, a pozwalający oszczędzić ok. pół godziny Maglev wozi głównie powietrze. Nawiasem mówiąc, żeby dostać się do centrum, należy przesiąść się z Magleva na metro, które jedzie z tego samego lotniska, co podaje w wątpliwość sens istnienia takiej linii.
Podobnie sytuacja wygląda z cenami towarów i usług. Za piwo w turystycznym rejonie można zapłacić nawet 10 zł, jednak przejście kilku ulic dalej powoduje, że ceny maleją dwu-trzykrotnie.
Targowanie się
Wiele restauracji w Chinach nie podaje cen przy daniach. To samo tyczy się produktów w sklepach, czy na bazarach. Należy zdać sobie sprawę, że „price” podawana obcokrajowcom, a „jiàgé” (właściwa wartość produktu) to dwie kompletnie różne od siebie pojęcia. Każdemu o nieazjatyckich rysach twarzy z góry narzucona jest cena zazwyczaj zawyżona ok. trzy, cztero, a nawet pięciokrotnie, dlatego targowanie najlepiej rozpocząć dzieląc podaną kwotę przez pięć. Sprzedawca na pewno zareaguje śmiechem, ale to też dobry znak, bo to skłoni go do zaproponowania korzystniejszej oferty. Trzykrotne zbicie ceny to zazwyczaj rozsądny kompromis, jednak jeśli mimo wszystko cena jest nadal zbyt wysoka warto ukryć zainteresowanie kupnem i wyjść ze sklepu. Niejednokrotnie sprzedawca nas dogoni i jeszcze bardziej opuści cenę.
Plastic Republic of China
Zalew wszelkiego rodzaju tandety jest zatrważający. Siedzimy w ogródku jakiegoś podrzędnego baru. Stół, krzesła, sztućce, talerze, kufel wyglądający na pierwszy rzut oka na szklany. Wszystko jest z plastiku i najczęściej też jednokrotnego użytku.
Można pomyśleć o dowolnej rzeczy będącej dziełem człowieka. W Chinach na pewno ktoś to już skopiował i sprzedaje za pół ceny. Podróbki iPhone’ów i iPad’ów dostępne są praktycznie na każdym rogu, jednak tylko na pierwszy rzut oka wyglądają na prawdziwe. Do tego cena (nawet bez targowania się) jakoś podejrzanie niska. Nawet oficjalne sklepy Apple’a tylko wyglądają na oficjalne.
To jednak jeszcze nic. Chińczycy kopiują całe miasta. Paryż? Nie ma problemu. Pod Szanghajem znajdziemy miasteczko z wiernie odwzorowaną architekturą francuskich kamienic wzdłuż Champs-Élysées. Nie mogło zabraknąć też mniejszej wersji wieży Eiffla.

 

chiny8

Czy to Paryż?

Na podobnej zasadzie istnieją też odpowiedniki szwedzkich i angielskich miasteczek… Chińscy deweloperzy inwestują grube miliardy yuanów w budowę takich ekstrawaganckich osiedli, które potem stoją praktycznie w stu procentach puste. Średnia pensja w Chinach wynosi w przeliczeniu ok. 2000 zł, a metr kwadratowy mieszkania w większym mieście przewyższa zazwyczaj 10000 zł.
Wielki brat patrzy, czyli wolność słowa po chińsku
Od 2003 roku kontrolę nad przepływem informacji w internecie sprawuje rządowy projekt Złota Tarcza i moderuje de facto całą treść płynącą ze świata zewnętrznego. Internet, choć powszechnie dostępny, jest w znacznym stopniu ocenzurowany. Możemy zapomnieć o dostępie chociażby do Facebook’a, Youtube’a, Twitter’a i całej masy światowych serwisów informacyjnych. Co prawda każdy bardziej rozgarnięty Chińczyk bez problemu może obejść te zabezpieczenia jednak w przypadku wykrycia zakazanej aktywności przez chiński rząd (chociażby w wyniku donosu), narażony jest on na poniesienie surowych konsekwencji trafienia do więzienia, obozu pracy do kary śmierci w ekstremalnych przypadkach włącznie. Warto pamiętać, że Chiny są światowym liderem w zakresie jej stosowania. Ogół populacji wydaje się tym jednak nie przejmować. Chiny są samowystarczalne i mają własne odpowiedniki wszystkich popularnych amerykańskich serwisów. Zdecydowana większość ludzi posiada chińskie podróby smartfonów znanych marek (gdzie, jak nie tam 🙂 ) co da się zauważyć szczególnie w metrze, gdzie praktycznie każdy wpatrzony jest w ekranik swojego telefonu. Czasami dochodzi przez to do komicznych sytuacji, w których siedząca razem para wygląda, jak by rozmawiała z sobą poprzez chat internetowy.
Inwigilację Chińczycy opanowaną mają do perfekcji. Żeby kupić bilet na jakikolwiek pociąg, należy okazać chiński dowód osobisty. W ten sposób władza sprawuje dyskretną kontrolę nad migracją ludności.
Obyczaje
Najbardziej powszechnym zjawiskiem mogącym początkowo budzić zdziwienie, albo zniesmaczenie jest publiczne plucie. Czy znajdujemy się na ulicy, czy w metrze, czy nawet wewnątrz budynku, nie ma to żadnego znaczenia. W każdej chwili możemy spodziewać się głośnego, perfidnego charknięcia za plecami. Podobnie sprawa wygląda w knajpach. Wszelkiego rodzaju kostki, chrząstki, generalnie wszystko, czego nie idzie przegryźć ląduje na obrusie, na podłodze, przykleja się do ścian, czasem wtarte zostaje w wykładzinę, czy obicie fotela.
chiny9

Bardzo popularny widok. Wianuszek starszych panów ochoczo doradzający graczom.

Ciekawym zagadnieniem pozostaje robienie zdjęć z obcokrajowcami. Mam nieodparte wrażenie, że młodzi Chińczycy prześcigają się w liczbie zrobionych zdjęć z obcokrajowcami na podobnej zasadzie do zbierania pokemonów. Mimo, że w Chinach można spotkać wiele turystów zza granicy, wciąż wzbudzają oni powszechne zainteresowanie, są wytykani palcami, a w najlepszym przypadku stają się tematem plotek. Laowai (tak Chińczycy określają obcokrajowców, dosł. „stary obcy”) to taki odpowiednik przebranego misia, z którym każde dziecko chce zrobić sobie zdjęcie, zapewne tylko po to, żeby pochwalić się później taką zdobyczą na RenRenie – chińskim odpowiedniku Facebooka.

chiny10

Sweet focia na RenRena 🙂

Alkohole, czyli czym sponiewierają się Chińczycy
W tym temacie Chiny nie mają wiele do zaoferowania. Nie licząc popularnych wśród miejscowych barów karaoke, publiczne pojawianie się w stanie wskazującym nie jest odbierane w dobrym tonie. Pije się raczej w domach i raczej wszelkiej maści domowe samogony. Piwo nie jest w ogóle popularne, a największy i najbardziej rozpoznawalny browar w kraju – Tsingtao – produkuje piwo nadające się tylko i wyłącznie do wylania do zlewu i trzeba być naprawdę zdesperowanym, żeby je pić. O jakości trunków niech świadczy też fakt, że przywieziona przeze mnie wódka (niecałe 3 złote za pół litra substancji o mocy 52%) stoi niedopita do dziś 🙂 Beznadziejną sytuację ratuje jedynie Hongkong. Piętno odciśnięte przez Anglików widoczne jest na każdym kroku, przez co dostęp do wszelkiego rodzaju alkoholi jest identyczny jak w Europie.
Hongkong, czyli jak przeżyć na powierzchni 6m2
Klimat Hongkongu nie jest przyjazny dla turystów. Położenie geograficzne determinuje parną, duszną i bezwietrzną atmosferę. Deszcz pada praktycznie każdego dnia co przy stałej, nie spadającej nawet w nocy temperaturze ok. 28-30 stopni powoduje, że człowiek czuje się jak w ogromnej saunie. Z tego powodu miasto regularnie spowija gęsta mgła potęgowana brudnym, szarym smogiem będącym wynikiem wysokiego zanieczyszczenia powietrza. Wpływ Brytyjczyków na to tajemnicze miasto widoczny jest na każdym kroku. Samochody poruszają się zgodnie z ruchem prawostronnym, a gdy zapuścimy się do jednej z centralnych dzielnic możemy odnieść wrażenie, że znaleźliśmy się w centrum londyńskiego Soho (nawiasem mówiąc dzielnica Hongkongu nazywa się identycznie). Puby urządzono w staro angielskim stylu, na ulicy słychać praktycznie wyłącznie angielski. Wszelkie tabliczki również są dwujęzyczne. Hongkong stanowi kosmopolityczny mix wpływów z całego świata. Wystarczy przejść kilka przecznic dalej, aby trafić prosto w serce Manhattanu.
hongkong

Ulice Hongkongu

Chodniki ulic, wypełnionych dziesiątkami jednolitych czerwonych taksówek nie mają szans ujrzeć światła słonecznego, gdyż otoczone są przez same wysokościowce i trzeba wysoko zadrzeć głowę do góry aby ujrzeć skrawek nieba. Z powodu uwarunkowań geograficznych i znacznie ograniczonej powierzchni Hongkongu (otoczonej z jednej strony przez zatokę, a z drugiej przez wzgórze) buduje się tam bardzo ciasno i gęsto. Dwuosobowy pokój w hostelu, w którym mieszkaliśmy wypełniało w większości łóżko. Jeszcze lepiej wyglądały „jedynki”. Określenie „trumną do spania otoczona ścianami” chyba najlepiej charakteryzuje te apartamenty. 🙂